Jesteśmy teraz w Polsce

Rozczarowujące początki nad jeziorem Inle

Inle Lake-2

Jezioro Inle miało być fantastyczne. Naczytałam się o tym miejscu bardzo, bo wiedziałam, że jest to jedno z bardziej turystycznych miejsc w Birmie, a ja chciałam od tego trochę uciec. Czy się udało? Chyba nie, ale co z tego, i tak było cudownie.

Zaczęło się nieprzyjemnie. Po pierwsze całonocna podróż z Bago totalnie nas wykończyła. W autobusie było zimno, ciasno, a ostatni odcinek wiódł przez potwornie krętą drogę, więc mniej więcej od czwartej nad ranem wysłuchiwałam dziwnych odgłosów ludzi z mdłościami sięgających po woreczki foliowe. Jak się możecie domyślić, zapachy też nie należały do najprzyjemniejszych. Gdy wreszcie dotarliśmy do Nyaung Shwe i otworzyliśmy nasze transportery na plecaki, okazało się, że w nocy ktoś po nich buszował. Mój plecak był niedomknięty i kilka rzeczy znajdowało się na zewnątrz, choć transporter był zamknięty na kłódkę. Podobnie u Renato. Zdziwiło nas to, ponieważ nasze plecaki jechały z nami w autobusie, gdzieś na tyle, my siedzieliśmy z przodu. Ktoś w ciągu nocy lub na postoju zakradł się na tył autobusu i miał na tyle czasu by sprytnie nasze małe kłódki otworzyć, a potem zamknąć. Na szczęście wszystkie wartościowe rzeczy mieliśmy z nami w małych plecakach, ale złodziej dokopał się do mojej małej kosmetyczki i zabrał mi srebrny pierścionek – urodzinowy prezent od Renato z Laosu. Oczywiście zgłosiliśmy to do kierowcy, który gotów był nam zapłacić za stratę z własnej kieszeni, bylebyśmy tylko nie wzywali policji. Było wcześnie rano, byliśmy wykończeni, a strata nie była jakaś największa (finansowo, choć sentymentalnie owszem), więc odpuściliśmy sobie i odeszliśmy.

Po pół godzinie szukania hotelu, w końcu znaleźliśmy nie najgorszy pokój, choć i tak drogi, ale już zdążyliśmy przywyknąć, że w Birmie ceny hoteli są jednak zdecydowanie wyższe niż w Tajlandii czy Laosie. Wiedzieliśmy, że miasteczko jest na tyle niewielkie, że lokalizacja nie ma większego znaczenia, wszędzie i tak dojdziemy pieszo.

Po krótkim odpoczynku i śniadaniu (to jest wielka zaleta hoteli w Birmie – nawet jeśli są trochę droższe to zawsze dostaniemy całkiem niezłe śniadanie wliczone w cenę pokoju) wyszliśmy na spacer. Skusiła nas tabliczka “Are you tired of rice? Inle Pancake kingdom”, gdzie zjedliśmy pyszny lunch.

Inle Lake-1

Muszę przyznać, że Nyaung Shwe nie jest ani trochę ładne ani ciekawe. To w sumie tylko kilka uliczek z nowo powstałymi hotelami, bez ładu i składu, a tam gdzie hoteli nie ma, raczej syf i brud. Nawet okolice rzeki, która prowadzi nad słynne jezioro niczym nie zachęca do dalszej eksploracji. Niby jedno z najsłynniejszych miejsc w Birmie, ale infrastruktury i tak niewiele. Ale to może i dobrze, przynajmniej tak bardziej swojsko i autentycznie jest.

Inle Lake-63  Inle Lake-62  Inle Lake-4

W samym mieście nie wiele jest do zwiedzenia – jest kilka świątyń, ale w sumie bez szału, natomiast można zrobić sobie przyjemną wycieczkę rowerową do klasztoru Shwe Yaunghwe Kyaung, bardzo charaterystycznego ze względu na owalne okna. Tuż obok znajduje się niewielka kamienna stupa, z małymi figurkami Buddy ofiarowanymi przez ludzi z całego świata, każda z nich podpisana nazwiskiem i krajem pochodzenia darczyńcy.

Inle Lake-90
Inle Lake-88  Inle Lake-87  Inle Lake-86  Inle Lake-85  Inle Lake-84

A jakżeśmy się za internetem nachodzili! Mieliśmy coś ważnego do załatwienia, a tym czasem w naszym hotelu od przyjazdu internet nawalał. W recepcji powiedziano nam, że to dlatego, że za dużo osób przyjechało do miasta naraz i sieć padła w całym mieście. Byliśmy chyba w 4 różnych restauracjach, aż w końcu poddaliśmy się, modląc się, by nasze rodziny za bardzo się nie zamartwiały, co z nami jest. Od jakiegoś czasu internet był naszą jedyną formą komunikacji z domem – mój telefon zaginął w Kambodży, a karta sim Renato odmawiała posłuszeństwa. Internet złapaliśmy dopiero w Mandalay…

Nyaung Shwe rzeczywiście było dość zatłoczone, choć nie zagranicznymi turystami, a głónie lokalnymi, dlatego nie było tego tak łatwo od razu zauważyć. Odbywał się tu akurat lokalny festiwal Phaung Daw Oo Pagoda. Następnego dnia rano, gdy o świcie wyruszyliśmy łódką na jezioro zrozumiałam o co chodzi. Ale o tym już w następnym wpisie.

Magda

Więcej zdjęć z Birmy tutaj.

2 komentarze

  1. Maria José Gomes

    Hello Magda.

    I’ve just read an article about you both on a portuguese magazine: „Volta ao Mundo” and I wondered if you’re the young woman who was in Escola Secundária Inês de Castro as a Comenius Assistant a few years ago (2 or 3 years ago perhaps!)

    If you’re the one, I’m glad to know you’re living your dream, exploring all life oportunities in such a brilliant way! Keep going and my best wishes for you both, of course!

    Take care.
    Maria José

  2. Dear Maria Jose,

    Yes it is me! Very nice to hear from you. Currently we are already back from our travels, we are settling down with my husband in Poland, but thinking of the next adventure 🙂
    Thanks for your wishes and all the best to you too. Send abraços to other teachers who still remember me, especially to Palma 🙂

    Magda

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*