Jesteśmy teraz w Polsce

Przejażdżka bambusowym pociągiem: Battambang, Kambodża

bamboo-2

To było wyjątkowe doświadczenie. Gdy dotarliśmy na miejsce od razu pomyślałam: Rety, ale jesteśmy turystami! Wioska pośrodku niczego, kilka drewnianych chatek na palach zrobionych z tego co było pod ręką i kawałek dobrych torów, które lokalni mieszkańcy używają do transportu przede wszystkim.. turystów. W okół stało kilka tuk-tuków, które przyjechały z turystami z Battambong i nie wyglądało na to, że tory są wykorzystywane do czegokolwiek innego. Sieć kolejowa w Kambodży znajduje się w opłakanym stanie i nawet próby rekonstrukcji odcinka między Battambong a Pnom Phen zakończyły się niepowodzeniem.
Miałam bardzo mieszane uczucia, czy powinniśmy skorzystać z tej rozrywki, czy nie jest to tylko atrkacja dla turystów, która może nie koniecznie podoba się mieszkańcom. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam grupę mężczyzn pracujących przy torach. Pracujących… hmm właściwie to jedyne, co oni robili to podnoszenie wagonów. Wagon to za dużo powiedziane, bamboo train to bambusowa platforma może trzy na dwa metry, dwie osie z kołami i niewielki sinik. To dzięki tej prostej konstrukcji pociąg może jeździć w dwie strony po jedynie jednej linii torów. Gdy nadjeżdża pociąg z naprzeciwka, wagon mający mniejszą liczbę pasażerów zostaje zniesiony na pobocze, by drugi mógł przejechać. A gdy pasażerów jest tyle samo, podobno kierowcy grają w papier, kamień, nożyczki.

bamboo train-2

bamboo train-4

bamboo train-5

bamboo train-6

bamboo train-3

Przy stacji początkowej przywitał nas bardzo sympatyczny policjant, który wyjaśnił nam “zasady” bambusowego pociągu i obiecał zaopiekować się naszym skuterem i kaskami. Przejażdżka będzie trwała 20 minut w jedną stronę, a przed powrotem będziemy mieć 20 minutową przerwę w drugiej wiosce. Pomyślałam więc, że jeśli nikt przy tym nie jest krzywdzony, a praca nie wydaje się też uciążliwa, może płacąc te 5 dolarów od osoby w jakiś sposób pomagamy lokalnej ludności. Miejmy nadzieję.

Wsiedliśmy więc na bambusową platformę, nasz kierowca odpalił głośny silnik i ruszyliśmy. Jak na bambusową platformę jechaliśmy dosyć szybko, trzęsło i zarzucało na boki, a chwycić niczego oprócz podłogi nie było. Po kilku minutach nadjechał pociąg z naprzeciwka. Szybkie liczenie i uch, przegraliśmy. 4 do 3. Musieliśmy wstać, by przenieść naszą platformę na pobocze. Kilka minut i znowu pędzimy przez zupełnie bezludne zielone pola. Ledwo dotarliśmy do końcowej stacji, rzuciła się na nas grupka dzieci sprzedająca bransoletki. Słodkie dzieciaczki proszące, by obiecać im, że to właśnie od nich kupię jedną ozdobę, zobowiązując się do tego chwytając się nawzajem za mały palec. Podszedł do mnie może 5 letni chłopiec. Uległam jego czarowi i wymieniłam palcowy uchwyt.

bamboo train-10

bamboo train-12

bamboo train-13

Wiem, że dzieci nie powinny sprzedawać rzeczy, że odbiera im to dzieciństwo. To inne tego typu hasła i obrazy rzuciły mi się przed oczy, ale nie wiem, w jakiś sposób wydawało mi się, że są oni szczęśliwi, że to tylko jeden sposób na spędzenie czasu wolnego. Jedna szeroko uśmiechnięta kobieta z dzieckiem na ręku zaprosiła nas do stolika, by napić się czegoś zimnego, z czego chętnie skorzystaliśmy, bo zbliżało się południe i żar lał się z nieba. Od razu dosiadł się do nas ten sam mały chłopiec, Tee, prosząc bym zagrała z nim w papier, nożyczki i kamień. Kto przegra musi 10 razy powachlować przeciwnika. Graliśmy śmiejąc się do rozpuku może z 10 minut, podeszła do nas jeszcze jedna mała dziewczynka i graliśmy dalej. Zaskoczyło mnie, że mimo, że bransoletki leżały na stole i wisiały im na rolce na plecach, nikt nie poprosił mnie, by je kupić. Dopiero gdy skończyliśmy zabawę i sama zawołałam Tee, podleciały jeszcze dwie dziewczynki próbując sprzedać więcej. Ostatecznie kupiłam dwie, od Tee i jego koleżanki z którą graliśmy. Biedny Renato nie kupił nic, więc druga dziewczynka nagliła go, żeby kupił jedną dla siebie…

bamboo train-9

bamboo train-7

bamboo train-8

Mały Tee mówił po angielsku całkiem płynnie, co dosyć mnie zaskoczyło, bo już nie raz prowadziłam rozmowę, gdy ja mówię po angielsku, a odpowiadają mi po khmersku. Okazało się, że w szkole na razie nie uczy się angielskiego (nauka języka obcego, angielskiego lub francuskiego, zaczyna się dopiero w liceum), ale popołudniami chodzi na dodatkowe lekcje angielskiego za 10 dolarów miesięcznie oraz uczy się języka od turystów.
Gdy płaciliśmy za nasze napoje, kobieta szepnęła nam, żebyśmy dali napiwek kierowcy. Nie było to bardzo uprzejme, ale przyzwyczailiśmy się już, że “one dolar” napiwku nam krzywdy nie zrobi, a lokalni odpłacą się urokliwym uśmiechem.
Nigdy nie przypuszczałam, że tak turystyczna atrakcja przynieść może tyle frajdy. Częścią frajdy był swoją drogą również dojazd skuterem do wioski, przyglądanie się okolicznym ludziom i białym krowom oraz odnalezienie drogi powrotnej, bo bamboo train nie jest ani trochę oznakowane.

Filmik tutaj.

Magda

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*