Już po pierwszym spojrzeniu na mapę będąc w Sa Pie w Wietnamie wiedzieliśmy, że jeśli naszym następnym punktem będzie bezpośrednio Luang Prabang, ominie nas duża część północno-wschodniego Laosu. Chcąc tego uniknąć zdecydowaliśmy spędzić pierwszą noc w Laosie w Muang Khua, niewielkiej wiosce w prowincji Pongsali.
Po wielu godzinach w mini vanie zapakowanym przeróżnym towarem, w końcu dotarliśmy i znaleźliśmy pensjonat polecany nam przez poznanego Hiszpana. W Muang Khua jest pewnie mniej niż 10 hoteli, więc stosunkowo łatwo jest znaleźć coś, co wam przypadnie do gustu.
Muang Khua nie jest specjalnie ładna, ale był to dobry punkt wypadowy do rozpoczęcia zwiedzania Laosu. Od samego początku zauważyliśmy, że ludzie są o wiele bardziej wyluzowani niż w Wietnamie. Nikt nie próbuje ci ciągle czegoś sprzedać, naciskać w sklepach czy restauracjach na kupno czegokolwiek.
Wzdłuż głównej drogi ciągną się małe stoisko-sklepy z zabawkami, ubraniami i jedzeniem. To chyba jedyna droga asfaltowa w mieście.
Życie ludzi toczy się i jest nierozerwalnie związane z rzeką.
Głównymi atrakcjami wioski są: mały bazar z owocami, warzywami i bardziej tradycyjnym jedzeniem, oraz drugi mniejszy most, dostępny tylko dla pieszych. To tam zatrzymaliśmy się na kilka minut, by porozmawiać z dziećmi wracającymi do domu po szkole i popuszczać z nimi papierowe samolociki.
Zobaczyć można też niewielką świątynię, którą warto zobaczyć jedynie dlatego, że nic więcej w mieście nie ma.
Prawie przy każdym hotelu znajduje się niewielka restauracja, więc łatwo jest znaleźć coś do zjedzenia. Trudniej jest obudzić ludzi w nich pracujących…
Muang Khua jest bardziej punktem przesiadkowym między Wietnamem i Laosem niż wioską do zwiedzenia. My kierowaliśmy się do Muang Ngoi i musieliśmy poczekać do następnego ranka na niewielką drewnianą łódkę, która miała nas tam zabrać.
Nasz pobyt w Laosie zaczął się przyjemnie.
Renato