Muszę przyznać, że kambodżańska stolica raczej mnie rozczarowała. I zmęczyła. Phnom Penh jest ogromnym, głośnym, zanieczyszczonym, zakurzonym, zakorkowanym i średnio atrakcyjnym miastem.
Phnom Penh jest stolicą i największym miastem w Kambodży. Mieszka tam ponad półtora miliona ludzi i jest to główny ośrodek przemysłu, kultury i nauki w kraju.
Do Phnom Penh dojechaliśmy późnym popołudniem. Autobus zatrzymał się gdzieś przy jednej z głównych ulic. Jak zwykle nie mieliśmy zarezerwowanego hotelu, staliśmy się więc łatwym łupem dla kierowców tuk-tuków, którzy rzucili się na nas jak tylko wysiedliśmy z autobusu. Nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteśmy, nie mieliśmy mapy ani GPSa (bardzo zatęskniłam za moim zgubionym telefonem z mapami offline). Weszliśmy do jednego z wysokich nowoczesnych budynków wyglądających jak centrum handlowe, by podłączyć się do wi-fi i znaleźć miejsce do spania. Kolejny raz daliśmy się nabrać. W Azji wiele rzeczy wygląda jak coś znajomego, ale nim nie jest. Budynek okazał się biurowcem, nie było nawet kawiarni. Zdecydowaliśmy złapać tuk-tuka i pojechać do jednej z dzielnic polecanych przez nasz przewodnik. Wylądowaliśmy w malutkim pokoju bez okna, za to w atrakcyjnej cenie 6 dolarów. Było już ciemno, zdecydowaliśmy więc zostać przynajmniej na jedną noc.
Rano zmieniliśmy pokój na inny tym razem z oknem, ale z widokiem na ruchliwą ulicę. Co rano budził nas hałas ulicy, szczególnie niekończących się odgłosów klaksonów. Ledwo wyszliśmy na ulicę, jak rzuciło się na nas kilka kierowców tuk-tuków. Zdecydowaliśmy iść pieszo do rzeki, ale szybko zrozumieliśmy, że nie jest to łatwe wyzwanie. Chodniki są, ale zablokowane przez samochody, motory i stoiska z jedzeniem. Co chwilę schodzić trzeba na naprawdę zatłoczoną ulicę, gdzie każdy kieruje się swoimi własnymi zasadami, trąbiąc by wyprzedzić, minąć, skręcić, przyspieszyć, zwolnić, zatrzymać się, ostrzec, czy po prostu zakomunikować “jadę”.
Po drodze minęliśmy dziwaczne główne targowisko (Central Market – Psah Thmei) zbudowany w 1937 w stylu Art Deco. To ciekawa, nie jestem pewna czy ładna, konstrukcja z kopułą po środku i czterema “ramionami”. Kupić tam można zarówno pamiątki, jak i biżuterię, kosmetyki, sprzęt elektroniczny i wiele innych mniej lub bardziej użytecznych rzeczy.
Po około 30 minutach znaleźliśmy spokojniejszą ulicę 178 tuż przy rzece. No właśnie, ulice w Phnom Penh są numerowane. Wydawać by się mogło, że super, będzie łatwo się poruszać i zorientować w mieście. Ale, ale! Jak się okazało, owszem sporo ulic ponumerowana jest w uporządkowany sposób, jednak niektóre numer ulic nagle znajdują się zupełnie po drugiej stronie miasta. Zauważyliśmy to, gdy szukaliśmy baru z tarasem na dachu. Poszukiwana ulica 170 nie znajdowała się pomiędzy ulicą 169 i 171, ale zupełnie gdzie indziej.
Kilka ulic prostopadłych do rzeki w okolicy pałacu królewskiego okazało się najprzyjemniejszą częścią miasta. Ulice 178 znana jako Art Street pełna jest małych galerii i sklepików z obrazami i rzeźbami. Ulica 240 również jest bardzo sympatyczna, z kilkoma sklepikami z oryginalnymi pamiątkami i restauracjami. To tam natknęliśmy się na świetne rowery z bambusowymi ramami. Super nowoczesne i ekstra lekkie, świetny pomysł.
Pałac Królewski również nas rozczarował, ale może po zwiedzeniu pewnie już kilku tuzinów buddyjskich świątyń spodziewaliśmy się czegoś innego, nadzwyczajnego. Srebrna Pagoda jest ładna, ale ogólnie na pewno nie robi takiego wrażenia jak pałac królewski w Bangkoku. Ucieszyło nas jednak to, że nie była zatłoczona i mogliśmy na spokojnie, bez tłumów, zwiedzić cały kompleks.
W Phnom Penh zwiedziliśmy jeszcze jedną świątynię Wat Phnom oraz targowisko Russian Market.
Zdecydowanie najciekawszym miejscem w Phnom Penh jest muzeum Tuol Sleng oraz Pola Śmierci (Killing Fields). To właśnie ze względu na te dwa miejsca warto odwiedzić to miasto. Poza tym, Phnom Penh jest zbyt tłoczne i średnio atrakcyjne.
Więcej zdjęć z Kambodży tutaj
Magda
I had the best milkshake of my life here at the restaurant called „Friends”. If you ever get a chance, drop by and try the raspberry milkshake. Incredible!! Great posts by the way 🙂