O Railay Beach słyszy się albo bardzo pozytywne, albo bardzo negatywne opinie. Z jednej strony tłumy, brud i drogo, z drugiej strony niebiańskie zatoki, niedrogie bungalowy i przyjaźni ludzie. Railay właśnie trochę takie jest, pełne kontrastów, ale mimo wszystko cudowne.
Po 15 godzinach z Bangkoku trzema różnymi środkami transportu (autobusem, busem i łódką), około 11 rano w upale i słońcu wylądowaliśmy na Railay East. Miała być turkusowa plaża i biały piasek, a tutaj brudna zatoka pełna głośnych i śmierdzących łódek, kilka knajp i nic poza tym. Pierwsze momenty nie były najlepsze.
Poszliśmy jednak do naszego hotelu na północnym końcu Railay East, udało nam się zakwaterować przed czasem i po krótkiej wspinaczce po schodkach dotarliśmy do naszego bungalowa. Nasz własny, stojący już prawie na końcu, z tarasem i widokiem na palmy i morze!
Ledwo weszłam pod długo oczekiwany prysznic, gdy Renato zaczął krzyczeć: Małpy! Małpy, chodź, zobacz! Rzeczywiście, niedaleko nas na drzewie siedziały trzy spore biało czarne małpy. Nie te, co widać w wielu miejscach w południowo-wschodniej Azji, małe brązowe, co kradną rzeczy z plecaków, ale naprawdę spore, czarno-białe langury! To chyba był znak, że może jednak nie będzie tak źle.
Railay to półwysep oddzielony od lądu wysokimi wapiennymi skałami. Dostęp do plaży możliwy jest tylko łódką, także poczuć się tu można jak na prawdziwej wyspie. Znaleźć tu można cztery plaże: Railay Wschodnia (East), Zachodnia (West), Ton Sai oraz Phra Nang.
Railay East i West są zupełnie różne. East jest tańsza, ale też i brzydsza. O pływaniu nie ma tu mowy, woda jest brudna, pełna łódek i drzew. W ciągu dnia sprawia raczej nieprzyjemne wrażenie, stąd nasze początkowe rozczarowanie. Nocą jednak miejsce to zamienia się bardzo sympatyczne skupisko barów i restauracji, większości tańszych i swojskich, choć znajdą się też bardziej ekskluzywne. My polecamy The Last Bar, mają naprawdę pyszne jedzenie w przystępnych cenach, świeże owoce morza, okazyjne walki tajskiego boksu i pokazy ognia. Nocleg na Railay East jest również tańszy niż po drugiej zachodniej stronie, ale do najbliższej plaży (Railay West lub Phra Nang) trzeba podejść około 10-15 minut. Najtańszy nocleg znajdziecie w hotelu Rampala, luksusów się jednak nie spodziewajcie. My spaliśmy jedną noc a Rampala i dwie noce Garden View Resort gdzie trafiliśmy na całkiem przyjemny bungalow na wzgórzu. Wszystkie domki jednak mają tylko wentylatory, a nie klimatyzację i trzeba wspiąć się po paru dobrych schodkach, by się tam dostać.
Railay West natomiast ma plażę, nawet nie najgorszą, długą i względnie szeroką nawet przy przypływie. Znajdziecie tam kilka droższych hoteli z basenami. My jednak zakochaliśmy się w plaży Phra Nang znajdującej się na samym południowym końcu półwyspu Railay. By się tam dostać trzeba dojść do południowego końca Railay East, przejść ścieżką przy skałach (uwaga na skradające się małpy!) i wyjść na plażę przy super ekskluzywnym resorcie Rayavadee. Podczas przypływu łatwo dostępna jest tylko jedna część plaży przy jaskini Phra Nang (swoją drogą niezła osobliwość z tej jaskini, a właściwie z kapliczki w niej się znajdującej, to jednak zostawię już dla was do odkrycia) jednak da się również dostać na drugi koniec plaży za cyplem, brodząc po pas w wodzie lub przechodząc po kamiennym wale. Tam woda jest czystsza, bardziej niebieska, a widoki na pobliską wyspę są absolutnie piękne. Plus mniej ludzi i tylko kilka głośnych łódek od czasu do czasu. W czasie odpływu można praktycznie przejść do wyspy (woda powinna być mniej więcej do pasa), jednak nie ma tam fajnego miejsca do pływania z maską i rurką.
Czwartej plaży Ton Sai nie mieliśmy okazji zobaczyć. Jest ona dostępna tylko łódką z plaży Railay East, choć podobno w czasie odpływu da się przedostać również brodząc w wodzie przy skałach. Słyszeliśmy, że plaża nie jest tam bardzo atrakcyjna, jednak znaleźć tam można najtańszy, bardzo backpackerski w stylu nocleg oraz dużo tras do wspinaczki.
Cały półwysep Railay słynie właśnie z kilkuset wytyczonych tras do wspinaczki. Na każdym kroku można znaleźć instruktorów oferujących kursy i różne opcje wspinaczkowe na okolicznych skałach.
Drugiego dnia udaliśmy się na spacer w poszukiwaniu punktu widokowego, z którego zobaczyć będziemy mogli obydwie plaże, Railay zachodnią i wschodnią. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że wrócimy stamtąd mega podekscytowani i totalnie brudni. Okazało się, że na punkt widokowy trzeba się wdrapać. A że akurat był okres deszczowy w Tajlandii i poprzedniej nocy była burza, cała trasa była nieźle ubłocona.
Wejście na taras widokowy jest praktycznie pionowe, wspinać się trzeba po skałach i konarach po środku dżungli pomagając sobie specjalnie przygotowanymi linami. Ubaw był po pachy, choć niektóre momenty były odrobinę straszne. Było super ślisko, a my byliśmy w sandałach. Po kilkunastu minutach ścieżka się rozdziela. Jedna prowadzi do niewielkiego przesmyku w gąszczu dżungli, z którego widać dużą część półwyspu, druga do laguny.
Po krótkim spacerze do punktu widokowego wróciliśmy na rozdroża i poszliśmy w kierunku laguny. Tym razem czekało na nas strome, kilku poziomowe zejście w dół. Wchodziliśmy coraz głębiej wgłąb wyspy, wysokie drzewa przysłaniały niebo, w pewnym momencie zrobiło się dosyć ciemno.
Udało nam się zejść pierwszy kawałek, ale stopy ślizgały nam się na błocie i po własnych sandałach. Gdy byliśmy już 10 metrów od laguny, musieliśmy się poddać. Czekały na nas dwa bardzo strome zejścia, zrobiło się pochmurno i baliśmy się, że znowu się rozpada. Wracanie w deszczu byłoby prawdziwą niebezpieczną ślizgawką. Rozczarowani, ale podekscytowani i tak wróciliśmy na dół. Od razu poszliśmy na plaże Phra Nang i weszliśmy do wody w ubraniach, by choć trochę wyczyścić nasze totalnie brudne ciuchy i ciało. Po kilku minutach rozpadał się deszcz, więc może dobrze zrobiliśmy wracając szybciej.
Wracając do naszego bungalowa zobaczyliśmy grupkę małp skradających się do plecaków ludzi pływających w morzu. Jedna z nich otworzyła zamek i wyciągnęła paczkę czipsów i uciekła na drzewo. Kilkanaście małych brązowych map kręciło się po plaży w poszukiwaniu jedzenia, przetrząsając wszystkie śmieci.
Jak widzicie, każdy znajdzie na Railay coś dla siebie: ekskluzywny resort z basenem, tanie bungalowy z wiatrakami, ścianki wspinaczkowe, piękne plaże, dobre jedzenie, niewielkie lokalne restauracje, spokojne bary z leżakami i głośne puby z muzyką. Railay jest piękne, trzeba je jednak trochę “odkryć” i znaleźć najbardziej urokliwe miejsca.
Magda
Aby znaleźć hotelna półwyspie Railay, klikni tutaj.