Mała, ale wysoka: Andora

Kraina wysokich gór, sklepów bezcłowych i świetnych wyciągów narciarskich. Wiele ludzi przyjeżdża do tego małego kraju zagubionego w Pirenejach pomiędzy Francją a Hiszpanią z powodu niskich cen. Jadąc samochodem jako pierwsze rzuciły nam się w oczy o wiele niższe ceny benzyny, w porównaniu sąsiednich państw (około 20-30 euro centów taniej). Centrum stolicy, Andora la Vella, pełne jest małych sklepów i dużych galerii handlowych, a obrzeża miasta obfitują w drogowskazy kierujące do licznych wyciągów narciarskich. Miasto położone jest w wąskiej kotlinie, więc przestrzeń jest dosyć ograniczona. Znalezienie parkingu nie jest najłatwiejsze. Wyjeżdżając z centrum i wjeżdżając do innych małych miejscowości wokół widać wiele typowych szarych i brązowych domów, wszystkich utrzymanych mniej więcej w podobnym stylu, co daje przyjemne uczucie porządku i ładu.

Była to pierwsza noc, kiedy nie mieliśmy gospodarzy czekających na nas, więc znaleźliśmy niewielki hotel w miejscowości Ordino, 15 minut drogi od stolicy. Tam zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak wielojęzyczna jest Andora. Pan Jose, recepcjonista, był Portugalczykiem, ale mówił zabawną mieszanką Portugalskiego, Hiszpańskiego i Francuskiego. Dziękujemy Panu José za darmowe śniadanie 🙂

Dosyć wcześnie rano obudziliśmy się i pojechaliśmy w góry na szczyt jednego z wyciągów narciarskich. Wspinając się po krętych drogach, temperatura coraz bardziej spadała, a widoki stawały się coraz bielsze. Gdy dotarliśmy do najwyższego punku, na wysokości 2229 metrów, śniegu było już dosyć sporo i zrobiło się naprawdę zimno. Był to wyciąg Ordino Arcalis i choć teraz był zupełnie pusty, wyglądał na przygotowany na następny sezon. Chyba nigdy wcześniej nie widzieliśmy tak turystycznego miejsca zupełnie pustego, jedynki kilka koni dziwacznie się na nas patrzyło…

Aby uniknąć dodatkowych opłat za autostradę, zdecydowaliśmy się wyjechać z Andory nie przez tunel, lecz przez Pireneje i ostatecznie wjechać musieliśmy jeszcze wyżej. Pokonując góry, w końcu zaczął padać śnieg, a temperatura spadła do 1 stopnia. Nie spodziewaliśmy się takich zmian, jako że poprzedniego dnia wyjechaliśmy z ciepłego i słonecznego San Sebastian.

Wyjeżdżając z Andory przez Pas de la Casa zabraliśmy zupełnie przemoczonego od deszczu autostopowicza. Był to Francuz, mieszkający jakieś 30 km od Andory, który w deszczowy wtorkowy poranek pojechał do Andory, by kupić tytoń. Kolejny znak, że Andora jest zdecydowania tańsza.

Magda i Renato