Jesteśmy teraz w Polsce

Przekręt w Bangkoku, czyli darmowy przejazd tuk-tukiem

bangkok-4

Był to nasz pierwszy dzień w Bangkoku. Chcieliśmy zacząć nasze przygody od wizyty w Wat Phra Kaew (Świątynia Szmaragdowego Buddy). Nie było bardzo gorąco, więc zdecydowaliśmy pójść pieszo. Jakieś 200 metrów za słynną ulicą imprez i backpackerów Kho San Road zdaliśmy sobie sprawę, że zostawiliśmy mapę w hotelu. Na szczęście wypatrzyliśmy mapę na jakimś słupie niedaleko. Stoimy więc przed mapą i zastanawiamy się jak dość do świątyni. Podchodzi do nas bardzo sympatyczny Tajlandczyk i pyta, czy potrzebujemy pomocy. Zaczyna z nami rozmowę, chce wiedzieć skąd jesteśmy, czy jesteśmy tutaj pierwszy raz, co robimy po Bangkoku i dokąd się teraz wybieramy. Gdy powiedzieliśmy mu o świątyni, którą chcemy zwiedzić, uśmiechnął się i powiedział, że teraz jest ona zamknięta na lunch, ale byśmy się nie martwili, bo w międzyczasie możemy zobaczyć inne piękne miejsca po drugiej stronie miasta. Tego samego dnia z rana przeczytałam w przewodniku o tutejszych najbardziej typowych przekrętach, jednym o zwiedzaniu miasta tuk-tukiem za 10 Baht kończące się zakupami w sklepach ze zdecydowanie wygórowanymi cenami… Ale był to nasz pierwszy dzień, nie byliśmy jakoś świetnie przygotowani, a mężczyzna wydawał się godny zaufania. Pokazał nam, co jego zdaniem powinniśmy zwiedzić tego dnia, oraz że możemy znaleźć taniego tuk-tuka, który do tych wszystkich miejsc nas zawiezie. Musimy jednak szukać takich tuk-tuków, które mają żółtą tablicę rejestracyjną, ponieważ są one wspomagane przez rząd i mogą ubiegać się o darmową benzynę i w związku z tym są o wiele tańsze… Wiem, nie brzmi to za dobrze, ale chyba byliśmy tak podekscytowani byciem w Tajlandii, że nie myśleliśmy trzeźwo. Nagle tuk-tuk zatrzymał się tuż obok nas i zgadnijcie co? “Przez przypadek” miał on żółtą tablicę rejestracyjną! Nasz nowy “przyjaciel” zaproponował, byśmy udali się najpierw do dwóch świątyń, następnie do TAT (Tajski Urząd Turystyczny) po kupon na darmową benzynę, gdzie w międzyczasie możemy zapytać się o dobre połączenia autobusowe czy pociągowe na południe Tajlandii. Wspomniał on, że powinniśmy szybko wykupić bilety i że poleca nam kupno kombinacji biletów i noclegów, bo będzie to najtańszy sposób podróżowania. Choć nie byliśmy tym zainteresowani, zgodziliśmy się podjechać tam, by dostać voucher na darmową benzynę dla naszego kierowcy.

Zaczęło się miło. Pojechaliśmy zobaczyć świątynię Stojącego Buddy. Nasz kierowca pokazał nam, gdzie jest wejście, czekał na nas,  a następnie zabrał nas do drugiej świątyni. bangkok-5Trzecim postojem miało być TAT. Zatrzymaliśmy się przy niewielkim, trochę podejrzanym biurze podróży. Powiedzieliśmy naszemu kierowcy, że nie chcemy kupić żadnej kombinacji i, że jeśli chce, może iść odebrać voucher na benzynę. On jednak odpowiedział, że nie dostanie go, jeśli nie wejdziemy do środka. Zgodziliśmy się więc wejść, zadać kilka pytań i wyjść. Dziewczyna obsługująca nas początkowo  była bardzo sympatyczna i od razu zaczęła planować nam cały pobyt w południowej Tajlandii. “Kombinacja jest tańsza, im więcej zarezerwujecie, tym taniej wyjdzie”. Pozwoliliśmy jej przygotować dla nas wycieczkę, myśląc, że nawet jeśli nic nie zarezerwujemy, będziemy mieć ładnie zaplanowaną trasę i przykład cen do późniejszych porównań. Zdaliśmy sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdy dziewczyna powiedziała nam, że nie możemy zabrać z nami kartki, na której rozpisywała naszą trasę. Zażartowałam, że nie ma problemu, mogę zrobić zdjęcie, ale ona dowcipu chyba nie zrozumiała i tylko krzywo na mnie zerknęła, mówiąc “Nie”. Przeliczyłam sumę na euro i powiedziałam jej, że to dla nas za dużo. Ona spojrzała na mnie i spytała: “Jesteś z Rosji?”. “Nie, z Polski”, odpowiedziała. “Aha, to dlatego”. Po czym nastała cisza.

W końcu podała nam ostateczną cenę za wszystkie połączenia, ale powiedziała, że jeśli zarezerwujemy również noclegi, wyjdzie jeszcze taniej. Wiedzieliśmy już, że jest to jakiś przekręt, ale nie chcieliśmy być niegrzeczni, więc podziękowaliśmy i powiedzieliśmy, że wrócimy następnego dnia. “Promocja kończy się dzisiaj” rzucona na wychodnym tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że chcieli oni nas po prostu oszukać.

Wróciliśmy do naszego kierowcy, który zdał sobie sprawę z tego, że sprawy nie poszły po jego myśli i nie wykupiliśmy żadnej wycieczki i zamiast zabrać nas do następnej świątyni, nagle koniecznie chciał nas zabrać na jakiś bazar z ubraniami, aby dostać kolejny kupon na benzynę… Renato grzecznie wytłumaczył mu, że nie jesteśmy również zainteresowani zakupami i że wiemy, że ta cała sprawa z benzyną to jedno wielkie kłamstwo i poprosił go, by zabrał nas tam, gdzie początkowo planowaliśmy. Widać było, że jest mu to nie w smak, ale wsiadł za kierownicę i ruszył. Po może pięciu minutach zatrzymał się przy jakiejś świątyni i powiedział nam, byśmy poszli prosto, a on zaparkuje za rogiem. Nie mieliśmy czasu sprawdzić, czy byliśmy w dobrym miejscu i udaliśmy się na teren świątyni. Gdy odwróciliśmy się tuk-tuka i kierowcy już nie było. Nasz kierowca zostawił nas w jakiejś przypadkowej świątyni, nie prosząc nawet o żadne pieniądze. Widocznie zrozumiał, że nie jesteśmy łatwym łupem i nie zależało mu nawet na 60 bahtach, które początkowo ustaliliśmy za kurs. Wyszliśmy ze świątyni śmiejąc się, powoli zdając sobie sprawę z tego, jak naiwni byliśmy wierząc pierwszemu  “pomocnemu przyjacielowi”, który najprawdopodobniej to wszystko zaaranżował. Choć z drugiej strony załapaliśmy się na darmową przejażdżkę tuk-tukiem 🙂

bangkok-13

Więcej o przekrętach w Bangkoku i o tym, jak ich uniknąć wkrótce w nowym poście.

Magda

Więcej zdjęć z Tajlandii tutaj.

Zarezerwuj hotel w Bangkoku tutaj.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*