Jesteśmy teraz w Polsce

Rzeczy, ktorych nie zrobiliśmy w Chiang Mai

Chiang Mai-9

Byliśmy z powrotem w Tajlandii, pierwszym kraju, który odwiedziliśmy podczas tej wyprawy, 3 albo cztery miesiące temu.  Dopiero teraz zauważyliśmy jak bardzo rozwinięty jest ten kraj w porównaniu do Laosu czy Kambodży, jak dobrze zorganizowana jest tu turystyka, ile jest biur podróży, restauracji z zachodnim jedzeniem, supermarketów z importowaną żywnością. Po trzech tygodniach w Laosie poczuliśmy, że wróciliśmy do cywilizacji, ale też do wszystkich turystycznych pułapek, dziwnych atrakcji, które ściągają masy turystów, od których my trzymaliśmy się na uboczu.

Nie pojechaliśmy do rezerwatu słoni, bo ciężko nam było znaleźć miejsce, które na pewno dobrze te zwierzęta traktuje i które też nie zrujnuje naszego budżetu. Bardzo chciałabym spędzić jakiś czas ze słoniami, bo są to niesamowite istoty, ale wolałabym zrobić to podczas jakiegoś dłuższego wolontariatu, kiedy rzeczywiście mogę przyczynić się do jakiegoś większego dobra, a nie tylko spędzić jeden dzień udając, że pomagam, a najprawdopodobniej tylko napełniam kieszenie właścicielom. A ponieważ nie mieliśmy czasu zostać w Chiang Mai na dłużej (ze względu na wizy do Birmy), obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś coś podobnego zrobię, niekoniecznie w Tajlandii.

Nie odwiedziliśmy też do świątyni tygrysów, by patrzeć jak te potężne dzikie zwierzęta zmuszane są do życia w małych klatkach i są trenowane, lub też napakowane środkami uspakającymi, by zachowywać się grzecznie, gdy są głaskane przez rzesze turystów. Przecież spędzenie z nimi minuty i zapozowanie do zdjęcia wcale nie jest tym samym, co obcowanie w prawdziwymi tygrysami, bo te tutejsze bardziej przypominają wypchane maskotki, niż dzikie bestie.

Nie zabraliśmy się ze zorganizwowaną wycieczką do wioski plemiona Karen, słynnych z długich szyji z metalowymi obręczami. Ja akurat byłam tam kilka lat temu, podczas wakacji z rodzicami i pamiętałam, że wioska bardziej przypominała kolorowy bazarek, gdzie za napiwwek można zrobić sobie zdjęcie z „długoszyją” kobietą i kupić pamiątki bez gwaracji, że nie pochodzą one z importu z Chin. Zresztą, dużo jest kontrowersji związanych z tym plemieniem, bo niby są oni uchodźcami z Birmy, a wizyta w ich wiosce ma im pomóc przetrwać. Ja natomiast nie rozumiem, czemu nie próbuje się tych ludzi zintegrować z Tajami, dać im normalne życie i prace, a nie tworzyć zamknięte osiedla, gdzie styczność mają tyko z turystami, a nie z ludnością lokalną.

Zrobiliśmy natomiast jedną rzecz z typowych atrakcji turystycznych. Będąc jeszcze na Koh Samui kilka miesięcy wcześniej, codziennie zza okna słyszeliśmy słynną muzykę z „Rockiego” z butnym męskim głosem zachęcającym do kupienia biletu na co wieczorną walkę  Muai Thai. Wtedy nie zdecydowaliśmy się iść na stadion, w obawie, że trafimy tylko na udawany pokaz dla turystów.W Chiang Mai mieliśmy dobre przeczucie, że może uda nam się trafić na prawdziwą walkę i nie myliliśmy się. Choć miejsce nie wyglądało zupełnie tak jak to sobie wyobrażałam (za mało ludzi, za duża przestrzeń, za dużo światła, za mało alkoholu i zakładów), walki były zupełnie autentyczne. Mieliśmy okazję zobaczyć kilka kategorii, także bili się młodsi chłopcy, nastolatki i mężczyźni. Hitem była ostatnia walka pomiędzy Amerykanką i Tajką, która skończyła się zwycięstwem Amerykanki i zakrwawioną twarzą Tajki. Poznaliśmy dwójkę Hiszpanów, z którymi zrobiliśmy kilka drobnych pieniężnych zakładów, które podkręciły atmosferę i ostatecznie był to bardzo udany wieczór.

 Chiang Mai-39  Chiang Mai-38

Standardowo już też wypożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy na przejażdżkę po parku narodowym Doi Suthep, położonym na wzgórzu, tuż nad Chiang Mai. Po drodze minęliśmy kilka punktów widokowych, a droga przyjemnie wiła się w górę przez las. Zwiedziliśmy świątynię i małą wioską plemienia Hmongów, gdzie zobaczyliśmy tylko i wyłącznie stragany z mniej i bardziej autentycznymi rękodziełami tej mniejszości etnicznej i zatrzymaliśmy się na lunch w niewielkiej restauracji, w której towarzyszyły nam koguty i pies z domalowanymi brwiami.

Chiang Mai-27 Chiang Mai-28

Chiang Mai-22

DCIM100GOPRO

DCIM100GOPRO

Chiang Mai-24

Z Chiang Mai zrobiliśmy też 3 dniowy wypad do miejscowości Pai na północy. Zostawiliśmy duże plecaki w hotelu i spakowaliśmy kilka rzeczy do małych. Po powrocie, ostatniego wieczoru w Tajlandii przed wyjazdem do Birmy, w ramach pożegnania poszliśmy na ostatniego Pad Thaia i masaż tajski. Rano, dokładnie setnego dnia naszej wyprawy do Azji południowo-wschodniej, wiedzieliśmy, że Tajlandia tak łatwo się z nami nie chce pożegnać. Obudziliśmy się z wszystkimi możliwymi objawami zatrucia pokarmowego i gdy po kilku godzinach poprawy nie było, pojechaliśmy do najbliższego szpitala. O ile Renato jeszcze się jakoś trzymał, a lekarz zbadał tylko mnie, bo byłam w gorszym stanie, w szpitalu poczuł się paskudnie i ostatecznie leczył się moimi tabletkami, bo zjedliśmy to samo i objawy mieliśmy te same. Spędziliśmy w Chiang Mai kolejne dwa dni, leżąc w łóżkach w naszym średnio komfortowym pokoju, a niebieskich ścian i starego brązowego wiatraka nie zapomnę przez jakiś czas myśląc o moim już nie tak bardzo ulubionym Pad Thaiu.

Może wypada jeszcze wspomnieć coś o samym mieście. Chiang Mai jest idealnym miejscem dla początkującego turysty. To taki mini Bangkok w spokojnej formie.  Zamknięte, otoczone murami „stare miasto” ma wszystko czego trzeba – spokój, przyjemne knajpki i restauracje, biura podróży, wypożyczalnie skuterów i mnóstwo świątyń. Całą starą część można spokojnie obejść pieszo, a za mury wyjść można, by zobaczyć nocny bazar z licznymi pamiątkami i lokalnym jedzeniem i kilka imprezowych uliczek, gdzie samotni biali panowie z zachodu spędzają swoje wakacje w objęciach (ud) młodych Tajek. Poszliśmy tam na piwo i poznaliśmy jednego Belga, który był w Chiang Mai już siódmy raz i wesoło uśmiechał się do jednej z „kelnerek”.

Chiang Mai-20 Chiang Mai-16 Chiang Mai-5  Chiang Mai-7

Po dwóch nudnych dniach spędzonych na leczeniu naszych żołądków opuściliśmy Tajlandię z poczuciem, że zostało nam jeszcze wiele miejsc do zobaczenia, szczególnie na północy, do których na pewno kiedyś wrócimy.

Magda

Więcej zdjęć z Tajlandii tutaj.

9 komentarzy

  1. I can’t WAIT to see Chaing Mai! Although it looks like there’s a lot to do.. and not to do 😉 I plan in eating… a lot. For like a week strait. Enjoy your time there!

  2. I love Chang Mai, although I spent all my time in the old town. I would love to go back someday and visit Pai also. Great post!

  3. Thank you Chantell! Yes, the old town in Chiang Mai is really nice, we spent there most of our time as well. Pai was a bit different story, not many places to visit, but a great place to chill out and meet other fellow travelers. We also hope to go back some day and explore north Thailand a bit more 🙂

  4. Hello Danielle! Thanks for your comment and enjoy your time as well! Hope you like it, actually I’m quite sure you will like it! 🙂

  5. Bardzo słuszne decyzje – dokładnie te same miejsca ominęłam i chciałabym, żeby więcej turystów tak robiło, bo wtedy przestałyby się opłacać takie atrakcje. Północ Tajlandii mnie w ogóle nie urzekła w przeciwieństwie do muay thai, które obejrzałam bardzo z bliska (http://www.hamaklife.com/azja/tajlandia/muay-thai-tango/),a przejście lądowe do Birmy było zamknięte…przy okazji każdej mojej obecności w Tajlandii. Lecieliście samolotem?

  6. Ojej zatrucie to niefajna sprawa, w kwietniu dopadło nas na Kubie. Trochę mnie ta twoja Tajlandia przeraża. Sanktuaria ze zwierzętami to koszmar, strasznie mi żal zwierząt tam trzymanych.

  7. Mam to samo odczucie co do słoni jak Ty – bardzo chciałabym trochę z nimi poprzebywać, ale na pewno nie płacąc za przejażdżkę, bo wiadomo, jak te słonie są traktowane. Mam nadzieję, że w końcu tamci ludzie w końcu nauczą się, że zwierzęta też czują i że to nie są przedmioty, z którymi mogą robić to co chcą.

  8. Nie, wjeżdżaliśmy lądem przez Mae Sot. W zeszłym roku otwarto kilka granic lądowych więc nam się udało 🙂

  9. Dobrze zrobiliście, świadoma turystyka to podstawa, chociaż czasem chciałoby się obcować z tygrysem, wiedząc, że nie zostanie się zjedzonym… 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*